3. Niedziela, wczesnowiosenny poranek, w domu Prezesa Jana dzwoni telefon. Mieszkaniec Muszynki zgłasza przypadki ataków wilka na bydło domowe w tej miejscowości. Informuje, że ostatni atak miał miejsce przed kilkoma minutami, zwierz został przez rolników odpędzony od krów i owiec, odszedł w kierunku granicy z Czechosłowacją i tam na hali zaległ w głębokim wykrocie. Zapada szybka decyzja jedziemy drapieżnika odstrzelić, kilka telefonów i w pięcioosobowym składzie wyjazd w rejon wsi Muszynka.

Trzech starszych myśliwych obstawia halę od drogi w kierunku na wioskę, dwóch młodszych idzie od granicy pełniąc zarazem rolę naganiaczy. Po kilku minutach rozlegają się dwa strzały. Myśliwi schodzą się w nich kierunku i dochodzą do szczęśliwego strzelca. Jest nim Prezes Jan który stoi nad strzeloną sztuką i pluje. Co się stało Panie Prezesie?  Prezes Jan w ustach międli przekleństwo, pokazuje i mówi: Tfu, cholera to jest przecież pies! -  strzelony „wilk” na szyi miał obrożę.

Po przeprowadzonym dochodzeniu, okazało się, że był to zdziczały pies Czechosłowackiej Straży Granicznej, który uciekł ze Strażnicy w Kurovie kilka tygodni wcześniej, przywędrował w rejon przygranicznej Muszynki, a będąc głodny atakował bydło domowe.

Pies miał sylwetkę i sierść identyczną jak wilcza, a od tego ostatniego różnił się tylko starą obrożą na szyi.